Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tomasz Lis. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tomasz Lis. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 21 lipca 2025
niedziela, 11 maja 2025
Tomasz Lis: Człowiek z gówna albo z beznadziei
Kampanie wyborcze czasem piszą scenariusze, które swym przesłaniem i dramaturgią zdecydowanie wkraczają poza i ponad politykę. Dokładnie tak jest z obecną kampanią.
Pewnie każdy z Was ma ulubione filmy, do których regularnie wraca, zwykle bez wyraźnego powodu. Uwielbiam wracać do „Tylko dla orłów”, pierwszego filmu, jaki widziałem w życiu, do „Ojca chrzestnego”, „Listy Schindlera” i „Szeregowca Ryana”. Z filmów polskich jestem narkotycznie przywiązany do „Człowieka z marmuru” i „Człowieka z żelaza” Wajdy. Nie idzie nawet o wartość artystyczną tych filmów, ale o ich wartość dla mnie sentymentalną.
Kilka dni temu natknąłem się w telewizji na „Człowieka z marmuru” po raz n-ty i po raz n-ty musiałem go obejrzeć. Film jest o Mateuszu Birkucie, bohaterze pracy socjalistycznej, który całe życie dostawał w dupę, bo dumne hasła socjalizmu brał poważnie i dosłownie, czyli zupełnie inaczej niż partia, która je wymyślała i głosiła.
Film oglądałem, myśląc o tym, jakie wartości premiuje nasza epoka i jakiego bohatera ona stawia na piedestale. Birkut miał oczywiście przez swoją dosłowność pecha, ale okraszonego fartem. W końcu nie o każdym Janda kręci dokument, a Wajda robi film fabularny. Większość idealistów żyje i umiera w ciszy, nie dostępując żadnych zaszczytów i nie dostając za swą postawę żadnej satysfakcji. Właściwie to na swój sposób logiczne, skoro postępują tak, jak postępują, nie po coś, ale dla zasad. Ideały umierają w ciszy. Zwyciężają zazwyczaj też w ciszy. Szlachetność prawdziwa poniekąd musi być dyskretna.
O tym wszystkim myślałem w kontekście naszych wyborów prezydenckich, w których na swoistą gwiazdę wyrósł Karol Nawrocki.
Jak pamiętamy, już z „Człowieka z żelaza”, Mateusz Birkut zginął w grudniu 1970 roku. „Człowiek z marmuru” kończy się — to kwestia genialnego instynktu Wajdy — koło Stoczni Gdańskiej, gdzie widzimy syna Mateusza, Maćka Tomczyka, który po ojcu odziedziczył nie tylko rysy, ale i naturę idealisty-rebelianta, który cały ten cholerny socjalizm też bierze poważnie, zanim nie dochodzi do wniosku, że w imię socjalizmu trzeba z socjalizmem walczyć. Tomczyk, jak Birkut, też dostaje w dupę, choć w sierpniu 1980 roku, on, człowiek z żelaza, wygrywa. W samym strajku gra już jednak rolę epizodyczną, bo oto na scenę wkracza wąsaty robotnik z różańcem na piersi. W kolejnym odcinku narodowego sequelu Wajdy pan Lech jest już „Człowiekiem z nadziei”.
Trzy lata po strajku, w Gdańsku, w którym ginie Birkut, walczy Tomczyk i wygrywa strajk Wałęsa, rodzi się Karolek Nawrocki, który 42 lata później zostanie kandydatem na prezydenta. Karolek, o czym chętnie opowiada, podobnie jak Tomczyk, pochodzi z rodziny robotniczej, choć nie z kręgami robotniczymi w pierwszej kolejności jest kojarzony. Jego krąg towarzyski to gangusy, wykidajły, neonaziści, bramkarze i alfonsi. Czyli, krótko mówiąc, męty z półświatka.
Karolek zaprezentował się Polsce jako gość niespecjalnie rozgarnięty, który wie niewiele, nie uważa nic, klepie slogany, biega i robi pompki. Jest to więc w każdym sensie postać, która w sensie kulturowym byłaby Andrzejowi Wajdzie obca, tym bardziej obca, im więcej wiedziałby Wajda o cwaniaczku, który na zimno wykiwał i pozbawił mieszkania schorowanego człowieka. Za sprawą człowieka, który od 1989 roku był kolegą pana Andrzeja w Senacie pierwszej kadencji, Karolek został jednak kandydatem na prezydenta, który z racji reprezentowania największej w kraju partii politycznej ma wielkie szanse na wystąpienie w drugiej turze wyborów prezydenckich, czyli dokonanie czegoś obiektywnie stratosferycznego, o czym Birkut i Tomczyk nie mogliby marzyć, nie tylko dlatego, że w ich czasach nie mieliśmy w Polsce wyborów prezydenckich, a co Wałęsa osiągnął wyłącznie dlatego, że przez dekadę stał na czele chyba największego ruchu społecznego w historii świata, który poprowadził Polskę do wolności. Karolek, według kryteriów Wajdy i tych, które obowiązywały w jego kręgu towarzyskim, jest człowiekiem wybitnie marnym. Ale nie wykluczam, że właśnie to mogłoby przykuć uwagę Wajdy i nasunąć mu myśl, że właśnie ta marna, żałosna postać mogłaby być wehikułem do poprowadzenia narracji o współczesnym świecie i współczesnej Polsce.
Oczywiście pojawiłby się szybko dylemat, z czego miałby być ów człowiek, który jest swoistym następcą ludzi z marmuru, żelaza i z nadziei. Siedząc z panem Andrzejem, być może podrzuciłbym mu pomysł, że powinien być Karol po prostu „człowiekiem z gówna”, ale znając pana Andrzeja i jego żonę Krystynę Zachwatowicz, bez której żadnej ważnej decyzji nie podejmował, propozycja zostałaby z miejsca odrzucona. Wajdowie nie zgodziliby się ani na gówno, ani na łajno. Stanęłoby więc pewnie na jakimś „człowieku z beznadziei”, który tytułem jest według mnie literacko kiepski, ale nie uwłaczałby przynajmniej naszemu wizualnemu wieszczowi, jak nazywam Wajdę.
Pytanie brzmi oczywiście, czy film rzeczywiście powinien być o Nawrockim-Batyrze, czy może jednak o jego promotorze z Nowogrodzkiej, bez którego o istnieniu kumpla gangusów zapewne byśmy się nawet nie dowiedzieli. Może historia żoliborskiego intelektualisty, który stał się naczelnym nihilistą kraju, jest ciekawsza niż historia jego tępawego i drewnianego protegowanego. Czy generalnie postacią ciekawszą jest Pinokio, czy jednak Geppetto, czy ważniejsza jest siekiera, czy Raskolnikow — oto jest pytanie.
Opowieść o Kaczyńskim i o degeneracji i deprawacji, jakiej uległ ten narkoman władzy, jest według mnie ciekawsza. Choć kamera musiałaby zapewne krążyć między budą na Nowogrodzkiej, gdzie prezes obmyśla plan zainstalowania w pałacu prezydenckim troglodyty, a siłownią, gdzie troglodyta oddaje się swym ulubionym zajęciom. Po drodze uzyskalibyśmy może odpowiedź na pytanie, co w nowej wersji mrożkowego Edka zafascynowało pana prezesa — muskuły, brak skrupułów czy szemrana, pełna haków przeszłość, dająca demiurgowi z Nowogrodzkiej możliwość kontrolowania nowego prezydenta na skalę większą niż w przypadku usadowionego w pałacu obecnego jełopa, przez sporą część narodu zwanego bezlitośnie debilem.
Tak czy owak Wajda miałby szansę na dzieło, które scenograficznie nie dawałoby takich możliwości jak budowana w czasach stalinowskich Nowa Huta i Stocznia Lenina z jej dźwigami, ale dramaturgicznie i narracyjnie potencjał miałoby według mnie ogromny, gdyby tylko nie sknocić scenariusza przez próbę prześcignięcia aż nadto atrakcyjnej rzeczywistości.
Film oczywiście nie powstanie, bo nie ma już z nami pana Andrzeja, od którego ja też nie dostanę obiecanej mi przez niego roli w jakimś filmie. Ale nie wykluczam, że za jakiś czas taki film powstanie. A może i sztuka. Zresztą, zamiast zgadywać, po prostu pogadam o tym pomyśle z moim sąsiadem, nowym dyrektorem naszej narodowej sceny, Janem Klatą. Klata dosłownie w przeddzień wyborów z 15 października wystawił „Wyzwolenie”, na Polskę, jak każdy nasz inteligent, choruje, a dla opowieści o Kaczyńskim i Nawrockim-Batyrze, scena Teatru Narodowego wydaje się odpowiednio godna i właściwa.
Felieton Tomasza Lisa >>>
wtorek, 15 kwietnia 2025
Bicepsy słabeuszy
Zawsze lubiłem silnych ludzi. A dokładniej zawsze imponowała mi siła. Ale też zawsze moją pogardę i odrazę budziła słabość upozorowana na siłę, czyli dokładnie to, co w Polsce prezentuje niejaki Nawrocki, a w Ameryce niejaki Trump, dwaj słabeusze udający siłaczy.
Pierwszym filmem w życiu, jaki pamiętam, było „Tylko dla orłów”. W rolach głównych Richard Burton i Clint Eastwood, grający, żołnierzy, odpowiednio, brytyjskiego i amerykańskiego wywiadu. Podjęli się niemal niemożliwego i wykonali zadanie.
W sporcie też lubiłem twardzieli, takich jak nasi lekkoatleci Kozakiewicz i Malinowski, koszykarz Jordan i tenisista Djokovic. Djokovic specjalnie zaimponował mi, gdy odmówił zaszczepienia się, choć groziło mu za to wykluczenie z Australian Open, gdzie jak zawsze był faworytem. Nie szło mi o żadne szczepionki. W tej kwestii miałem zdanie zupełnie inne. Imponowała mi gotowość pójścia na wojnę z całym światem, by nie dać sobie narzucić reguł, których się nie akceptuje. Djokovica wyrzucono z turnieju i z Australii, ale postawił na swoim.
W Polsce ideałem sportowca-twardziela była dla mnie zawsze Justyna Kowalczyk, zawsze gotowa przekraczać granice wytrzymałości i nawet monstrualnego bólu, by osiągnąć wymarzony cel. Warto o niej wspomnieć także dlatego, by podkreślić, że prawdziwa siła nie ma płci, o czym przekonały mnie postaci z historii i z życia, także z najbliższego otoczenia. Silnymi politykami były Margaret Thatcher i Golda Meir. Ich płeć była w kwestii siły doskonale nieistotna. Kobiety generalnie wydają mi się zresztą silniejsze niż mężczyźni, choć czasem swoim mężczyznom robią podarunek w formie pozorów własnej bezsiły, co pozwala im pielęgnować iluzję o własnej sile. Siła kobiet ma też oczywiście złe strony. Jak wiadomo, to one są na przykład roznosicielami grypy, nie ma bowiem ludzkiej siły, by przeziębiony facet wstał z łóżka, a tym bardziej wyszedł z domu. On po prostu, to norma, umiera.
Podkreślić należy, że piszę tu wyłącznie o sile prawdziwej, która pozwala walczyć z przeciwnościami losu, stawiać opór silniejszym i próbować niemożliwego. Zastraszanie słabszych i rozstawianie po kątach bezsilnych, to żadna siła, to godna oprycha i gangusa bandyterka.
Oczywiście, by rzecz skomplikować, ci sami ludzie występują czasem w diametralnie odmiennych rolach. Piłsudski walczący z zaborcami, to była siła i honor. Piłsudski depczący opozycję i jej prawa, to już była słabizna i zwykły zamordyzm.
Żyjemy niestety w świecie fałszów i pozorów. Wizerunek jest ważniejszy niż prawda, lajki i foloowersi są ważniejsi niż realia, make up jest ważniejszy niż twarz. Nawrocki i Trump to dwa doskonałe tego przykłady. Nawrockiemu nikt niestety nie powiedział, że znajomość z trójmiejskimi gangusami i załatwianie im panienek, nie jest dowodem siły. Jest wyłącznie dowodem na to, że jest się kumplem gangusów i alfonsem.
Jemu gangusy jednak imponują, to jego świat, stąd rzucane pod adresem Trzaskowskiego dresiarsko-kibolskie wezwania, typu „idę po ciebie” albo „zostań wreszcie mężczyzną”. Rzekomy ekspert od męskości testował ją jedynie na „statku miłości”. Gdy jednak trzeba było zejść z pokładu i wejść na ring wyborczej debaty, podobno z zamiłowania bokser zastosował serię uników i sztuczek sekundantów, by z ringu uciec. Niestety, kolego Nawrocki, tych jaj w Żabce się nie kupi, choć szeroki asortyment naszych Żabek budzi mój coraz większy podziw.
Jaki kraj, taki alfons. Trump działał na nieskończenie większą skalę niż bandziorek Nawrocki. Do tego jest prezydentem USA, a nie ćwokiem aspirującym do prezydentury w Polsce. Towarzystwo gangsterów i złoczyńców też mu oczywiście imponuje. Podczas jednak, gdy Nawrocki lubił się zadawać z Wielkim Bu, Olem i Śledziu, Trump wolał Epsteina. Jaki kraj, taki Manhattan.
Trump to błazen, który podobnie jak Nawrocki pozuje na silnego człowieka. Stąd te knajackie teksty o przywódcach innych krajów, którzy całują go w tyłek (nawet wyobrażenie sobie tego budzi obrzydzenie). Trump jest oczywiście silny, gdy można zastraszać biednych nielegalnych imigrantów, miłych Kanadyjczyków, spolegliwych Duńczyków i walczących o życie Ukraińców. Gdy jednak na horyzoncie pojawia się taki Putin, napięte bicepsy Trumpa wiotczeją, klata opada, a język przemocowca zamienia się w język leszcza, słabeusza, cieniasa i przegrywa. Trump zaś staje się trampkiem. Nie wiem, co jeszcze wiotczeje Trumpowi, ale nawet gdy mówi o Putinie, widać w nim pełną gotowość politycznego i erotycznego zaspokojenia rosyjskiego dyktatora. Rzekoma siła Trumpa topnieje jak, nomen omen, lód.
Nawrocki to zwykła fujara, Trump to wielki przegryw, który udaje niezwyciężonego imperatora. Obaj to raczej przygłupie, strasznie zakompleksione bęcwaly z niewielkimi móżdżkami i niskim IQ. Nie ma się czego bać. Jest się z czego śmiać.
W 1978 roku Vaclav Havel napisał słynny esej „Siła bezsilnych”, wskazujący na wielką potencjalną siłę pozornie bezradnych ludzi gotowych zdobyć się na zajęcie klarownego moralnego stanowiska i wspierający tę klarowność, bezkompromisowy, symboliczny gest. To nie był esej o Nawrockim i Trumpie, ani esej adresowany do Nawrockich i Trumpów tego świata. Abstrahując od tego, że żaden z nich żadnych esejów pewnie nie czytał, a wątpliwe nawet, czy któryś z nich wie, kim był Havel.
Esej o Nawrockim i Trumpie powinien nosić tytuł: „Pozory siły bezsilnych słabeuszy”. Havel dałby temu oczywiście lepszy tytuł. Może „Pozory mocy”. Havla zresztą nie ma i niczego już nie napisze. Esej o sobie piszą sami Trump i Nawrocki. Mierne to dziełko. Do historii eseistyki nie wejdzie, choć oni obaj do historii polityki może i tak, jako symbol marności naszych czasów i naszej, współczesnej polityki.
Jedni mieli Mandelę i Havla, inni mają maskaradę i Muska.
Felieton Tomasza Lisa >>>
poniedziałek, 3 lutego 2025
Lech Kaczyński głosowałby na Rafała Trzaskowskiego
W innym sondażu zapytano Polaków, który z kandydatów ma szanse pogodzić rodaków, Rafała Trzaskowski zdecydowanie posiada zaufania niemal połowy mieszkańców naszego kraju.
Kandydat Kaczyńskiego niewielkie wzbudza zaufanie.
Jarosław Kaczyński konsekwentnie od lat buduje mit swojego brata, nieżyjącego byłego prezydenta, Lecha Kaczyńskiego. I z równą, jeśli nie większą konsekwencją, rujnuje i jego dorobek, i testament jego myśli politycznej. W rezultacie demoluje też sam mit.
Felieton Tomasza Lisa >>>
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Popularne od początku
-
Wystarczy, że zrealizuje się jeden z dwóch scenariuszy, i Jarosław Kaczyński znajdzie się na politycznym marginesie. Więcej o Kaczyńskiego p...
-
Wiceminister cyfryzacji Michał Gramatyka ujawnił dane internauty, który intensywnie krytykował go w sieci i w związku z tym zapowiedział zmi...
-
List do Donalda Trumpa kieruje 40 więźniów politycznych z czasów PRL, a wśród nich byli prezydenci Lech Wałęsa i Bronisław Komorowski. Wyraż...
-
Miesięcznica smoleńska na placu Piłsudskiego w Warszawie znów przyniosła gorące polityczne emocje. Niewielka grupa protestowała przeciwko up...
-
Poseł PiS Dariusz M. opuścił w piątek areszt w Radomiu po wpłaceniu przez jego rodzinę kaucji w wysokości 500 tys. zł. Więcej o gliście z Pi...
-
– Jest już bardzo spore zamieszanie na całym świecie związane z tymi nieustannie powtarzającymi się informacjami na temat bardzo niepokojąc...
-
Zachowanie Zbigniewa Ziobry staje się coraz dziwniejsze. Miota na lewo i prawo kalumniami, oskarża premiera o postawienie mu wozów transmisy...
-
W czwartek 25 lutego ukazała się książka Michaela Wolffa pt. “All or Nothing” na temat Donalda Trumpa. Więcej o najnowszej książce o Trump...
-
W sobotę wieczorem Andrzej Duda skomentował swoje spotkanie z Donaldem Trumpem. Złośliwi już piszą, że polski prezydent dłużej rozmawiał z m...
-
— To było straszne. Pamiętam, jak w zimie pan Jerzy siedział w mieszkaniu po ciemku, zziębnięty, w kurtce. Nie miał pieniędzy, żeby zapłacić...